Tak naprawdę, do dziś nie potrafimy uwierzyć, że TO JUŻ. Że już „po” i że nam się w ogóle udało! A udało się… elegancko!

Pomysł na uczczenie 10-lecia pojawił się około 2-3 lata temu, kiedy to wielokrotnie próbowaliśmy się doliczyć, ile to już lat jesteśmy na scenie (mimo, że w swoim gronie mamy studentów i absolwentów Politechniki – nie było to tak banalnie proste…).

Iwona: „Wydaje się, że nie było lepszego pomysłu na 10-lecie, jak reaktywacja „Butów…”. To było … naturalne, że one muszą pojawić się ponownie na scenie. A że Niespasowanych z biegiem lat uzbierało się dość sporo,
z obsadą też nie było problemów. Właściwie to nawet musiałyśmy dopisać jedną rolę.”

Niestety jubileusz przypadł na feralny pandemiczny rok, a jego obchody długo stały pod znakiem zapytania. Gdy, po pełnej wspaniałych emocji rozmowie z Agatą Sitarek, utwierdziłyśmy się w przekonaniu, że jeśli się chce, jeśli są ludzie pozytywnie nastawieni, komunikatywni, otwarci, to się da – trzeba było wziąć się ostro do roboty. I tak scenariusz sprzed 10 lat zaczął ewoluować uwzględniając możliwości techniczne i tzw. zasoby ludzkie.

Iwona: „A propos scenariusza… Tak przyznajemy się, że pisałyśmy go… i pisałyśmy… i pisałyśmy… Właściwie to niespasowani chyba stracili nadzieję, że w ogóle go dostaną. W każdym bądź razie, choć trwało to sporo czasu,
to koniec końców scenariusz się urodził (a właściwie przekształcił) i z impetem wylądował
w niespasowanych rękach.”

Dawid: Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, po zapoznaniu się ze scenariuszem…? Będzie ogień!
Damy z siebie wszystko! Zrobimy coś niezwykłego jednocześnie świetnie się przy tym bawiąc”.
Biorąc pod uwagę, że pierwowzór „Butów…” odbił się szerokim echem, miałem niemal pewność, że ich powrót na scenę ponownie przyciągnie uwagę widowni i zostanie przez nią zapamiętany na kolejne lata. Cały okres przygotowań starałem się w pełni wykorzystać, a jednocześnie nie opuszczała mnie wiara w całą grupę.”

Kasia:Mamy to szczęście, że wśród aktorów dwoje, a właściwie troje – grało także dekadę temu!
Adam Stryjakiewicz z roli Atanazego Wrazitk
o awansował do roli Ojca Jadzi, Krzysztof Sterna pozostał niezastąpionym Józefem Kwaśniokiem, a Iwona Respondek, która 10 lat temu „za panienki” (Stryjakiewicz) grała w spektaklu na flecie oraz rolę Czerwonego Kapturka, tym razem, w ramach zastępstwa, wcieliła się
w
Rosalindę Aimer. Całość obsady ostatecznie zamknęła się w 15 rolach”.

Pracę nad spektaklem zaczęłyśmy na długo przed premierą. Najpierw były próby warsztatowe. Dużo ćwiczeń z językiem śląskim (by aktorzy wypadli, jak najbardziej naturalnie) oraz budowanie postaci. Efektem tej pracy były Zwiastuny, przedstawiające poszczególnych bohaterów (oczywiście z założenia filmy 2-minutowe, a w realu – 4 razy po 10 minut).

A równolegle z pracą nad rolami trwały próby muzyczne 🙂

Karolina (z prawej): „Rola Rosy? No to było niezłe wyzwanie! Chyba jak większość niespasowanych nie używam języka śląskiego na co dzień, a przecież chciałam stworzyć postać dobrze i przede wszystkim naturalnie. Włożyłam dużo pracy w przygotowania. Ostatecznie, wydaje mi się, że wyszło całkiem dobrze.”

Paulina G: „Rola Bronki stanowiła dla mnie niemałe wyzwanie. Największą trudność sprawiał mi język śląski, którym nie posługuję się na co dzień. Musiałam nauczyć się, a następnie dopracować śląski akcent. Mimo to, a może właśnie dlatego, rola ta dała mi dużo pewności siebie na scenie. Odważyłam się nawet zaśpiewać… ale chyba nie będę tego praktykować ;).”

Szymon: „Podczas występów najbardziej obawiałem się improwizacji (na szczęście nie było jej aż tak dużo). Początkowo miałem także duży problem, aby „stworzyć” sobie sposób, w jaki Smerf reaguje na otaczające go wydarzenia. Wydaje mi się, że wcielanie się na scenie w postać fikcyjną, to duże wyzwanie. Nigdy nie ma się pewności, jak powinna zachowywać się postać w sytuacjach z życia codziennego.”

Paulina J: „Cieszyło mnie to, że robię to, co kocham! Zazwyczaj Kasia z Iwoną trafiają w mój gust, jeżeli chodzi o role, tak było i tym razem – Czerwony Kapturek, czyli Dżesika Mendes, była po prostu dla mnie! Mogłam w tej postaci połączyć dwie rzeczy, które po prostu uwielbiam, czyli aktorstwo i śpiew. Dostałam mnóstwo piosenek i ciężko mi nawet wybrać moją ulubioną.”

Jeśli chodzi o piosenki, to… zależało nam, żeby była inna niż 10-lat temu. Nowa, świeża, również dzięki o wiele większemu instrumentarium! Tym razem nie musiałyśmy pisać nutek – to, co było, plus pomysły i inwencja twórcza naszych muzyków, w zupełności wystarczyło! A że u nas jakiś debiut zawsze musi się trafić, tym razem padło na Gabrysia, który początkowo na gitarze basowej miał zagrać tylko jedną piosenkę, a ostatecznie grał w większości. A tak technicznie, to z racji pandemii kilka prób odbyło się w domowych pieleszach, w mniejszym składzie, ale bez tego – moglibyśmy nie zdążyć…

Szymon: „Ulubiona i znienawidzona piosenka? Odpowiedź na obydwa pytania jest identyczna. Piosenka ŁAN (One) zdecydowanie zajmuje obydwa miejsca. Żadna inna piosenka nie wiązała się u mnie z takim stresem, z takim nakładem pracy w nauce tekstu i wbicia się w rytm. Na szczęście to, jak udało nam się ją wykonać na spektaklach dało dużo satysfakcji. A „wałkowanie” jej na próbach do znudzenia sprawiło, że po prostu wbiła się w czachę i nie dało jej się stamtąd wyciągnąć przez kilka tygodni. Myślę, że ta piosenka przejdzie do niespasowanej historii.”

W spektaklu wykorzystałyśmy wszystkie efekty sprzed 10 lat! Niektórych wcale nie trzeba było ponownie montować! Po prostu – wygrzebałyśmy je z zakamarków naszych laptopów. Prawda jest też, że niektóre efekty zamieniliśmy wykonaniem na żywo, co robiło naprawdę świetną robotę!

Gabryś: „Zwykle najwięcej stresu i nerwów przysparzał mi dźwięk. A tu za cicho mnie słychać, a tu za głośno, a tu w ogóle nie słychać… Cieszyłem się przeogromnie, że miałem swój osobisty mikroport, którego na całe szczęście nie musiałem z nikim dzielić. Nie chciałbym być w skórze tych, którzy schodząc ze sceny, co jakiś czas rzucali nerwowe „Gdzie jest (tu najczęściej jakieś niecenzuralne słowo) ten mikrofon?!”

Jeśli chodzi o stroje i rekwizyty to udało się również znaleźć sporą część tych sprzed 10 lat. Między innymi sukienkę głównej bohaterki Jadzi, czy marynarkę jej Ojca. Natomiast dzięki finansowemu wsparciu MOKiSu, AND garaże oraz wyobraźni i pracy Ewy Hajduk (dziękujemy za „miesno” na rzeź dla Ojca :P) skompletowaliśmy całą resztę.

Oliwia: „Moim ulubionym rekwizytem zdecydowanie była torebka. Ach, gdy tylko sobie przypomnę, jak mogłam dzięki niej wyżyć się na Gabrysiu… Yyy, to znaczy – dobrze mogłam wczuć się w rolę ;). Ważne, że finalnie nikt nie ucierpiał. … zgaduję, że nie ucierpiał. Problem natomiast sprawiało jedzenie. Ten rekwizyt jako jedyny, nie był… trwały. Dziwnie szybko znikał ze stołu i absolutnie nikt nie był w stanie odpowiedzieć, co się z nim działo… A to kiełbaski zabrakło, a tu ktoś serek wyjadł… W tajemnicy powiem, ze Smerfy lubią sobie pojeść. Ale, pamiętajcie, nie wiecie tego ode mnie!”

Kasia:Scenografia w założeniu miała być minimalistyczna i łatwa w obsłudze – czy nam to wyszło? chyba nie do końca, ale nasz Techniczny – Wasyl (w tej roli Piotr Opielka), postać, która została całkowicie dopisana do scenariusza, poradził sobie z nią doskonale. Dochodziły nas głosy, że publika nawet nie zauważyła, że coś się zmieniało, bo Wasyl robił to z taką gracją, wygłaszając jednocześnie swoje kwestie.”

Należy wspomnieć, że część scenografii skompletowaliśmy w MOKISie, przeszukawszy jego zakamarki, ale były takie elementy, jak chociażby ambona – które powstały „na zamówienie”, dziękujemy Usługom Stolarskim Piotr Respondek.

Przygotowania do spektaklu trwały, ale czas gnał nieubłaganie do przodu. Nadszedł moment, by wydarzenie zacząć ogłaszać. W ekspresowym tempie powstał plakat, wieść i zaproszenia ruszyły w świat. W Internecie pojawiły się też wspomniane wcześniej „Zwiastuny”.

Kasia: „Samo nagrywanie zwiastunów przysporzyło mi wiele radości, czego bardzo potrzebowałam w tym okresie. Na próbach nie zawsze mamy czas na to, by móc po prostu pogadać ze sobą, a praca sam na sam była ku temu świetną okazją”.

Paulina G.:Zwiastun był według mnie cudowny. Zaprezentował postać Bronki (i nie tylko)oraz wprowadził do całej historii. Oglądając go właściwie nie czułam się niekomfortowo. Jestem raczej przyzwyczajona do wystąpień publicznych lub przed kamerą”.

Idąc za ciosem, od zwiastuna przeszliśmy do tworzenia ulotki! (za którą serdecznie dziękujemy Oczywiście Agacie!). Nie był to pomysł nowy. Podobną mamy z Butów nie do Pary 2. Pierwszy Glanc z 2016 roku. Za pierwszym razem, był to strzał w dziesiątkę więc i tym razem postanowiliśmy zrobić coś, co każdy z widzów dostanie od nas na pamiątkę. Po każdym spektaklu goście otrzymali też niespasowaną naklejkę! Bo jak świętować – to na bogato!

Kasia: „MOKIS w dniu dziesięciolecia został zdominowany przez nasze puzzelki – było kolorowo i gdzie nie spojrzeć pojawiały się niespasowane akcenty. Czułam, że naprawdę świętujemy!”

Począwszy od wystawy niemal wszystkich plakatów, przez pięć tematycznych galerii zdjęć: Niespasowane dzieci, Niespasowani dzieciom, Niespasowani teatralnie, Niespasowani muzycznie, Na próbach i prywatnie” (skończone dosłownie rzutem na taśmę, na chwilę przed prapremierą w piątek). Ponadto wchodzących do MOKISu witały filmy wyświetlane na rzutniku w holu, podsumowujące każdy rok działalności grupy (posklejała je oczywiście Iwona:)). A zaraz obok, i dalej, i wyżej też – wystawy strojów i rekwizytów (niektóre z nich naprawdę były z nami przez te 10 lat, nierzadko użyte kilkukrotnie w różnych rolach).

Kasia: „Zamarzył nam się także niespasowany „wspominkowy” album (Agatko – Ty wiesz… dziękujemy), w którym znalazły się kolaże ze zdjęć z 10 lat działalności. Okładkę zaprojektowała nam Ewa Hajduk (dziękujemy!), a koniec końców album stał się także przepiękną księgą gości!”

Podczas gali oficjalnej każdemu niespasowanemu wręczane były personalizowane dyplomy, zawierające kolaż ze zdjęć obdarowanego – w większości ról, jakie odegrał w grupie. A do tego, za co dziękujemy, garść niespodziankowych gadżetów z miasta Pyskowice! I, dzięki MOKiSowi – wypasione butelki z niespasowanym logo.

Paulina J.: „Tego dnia, oprócz spełnienia scenicznego cieszyły mnie też inne rzeczy – prezenty, które dostałam, zdjęcia, bidon, i różyczka z widowni, której się kompletnie nie spodziewałam.”

Tym, na co zawsze się czeka podczas obchodów urodzin czy, w naszym przypadku – jubileuszu jest oczywiście TORT! Byliśmy wzruszeni i … głodni, widząc pierwszy w historii, przepyszny tort z niespasowanym logo… dziękujemy Cukiernia Grzybek. Naczelnym krojącym była Paulina G. i trzeba przyznać ma dziewczyna fach w ręku!

Kasia: „Niezmiernie miło i z łezką w oku przyjmowałyśmy na ręce kwiaty, prezenty i listy gratulacyjne dla całej grupy od reprezentantów zaprzyjaźnionych ośrodków kultury tj. GOK w Wielowsi, UG w Zbrosławicach, TCK Opatowice, czy przedstawicieli z miasta Pyskowice. Podarunki piękne, ale jeszcze piękniejsze słowa i Wasza obecność – za to szczególnie dziękujemy.”

A gdy sala opustoszała, scenografia się posprzątała, a aktorzy poprzebierali… Przyszedł czas na to, co niespasowani lubią – no, może nie najbardziej, ale na pewno – BARDZO. Czyli integracja 😀 Nadszedł czas na wymianę pospektaklowych emocji, zakulisowe historie, a także wspominki z niespasowanymi oldbojami. Nie obyło się także bez niewielkiego sprawdzenia wiedzy na temat grupy.

Maja: „Quiz wymagał intensywnego myślenia (które po zagraniu czterech spektakli w trzy dni było dość trudne). Jednak zgrana drużyna pomogła i quiz był świetną zabawą, ale przede wszystkim pięknym wspomnieniem naszych minionych spektakli.”

Karolina: „Szczerze mówiąc, quiz wcale nie był taki łatwy. Spora część pytań dotyczyła czasów, kiedy nie byłam jeszcze członkiem grupy. Na szczęście zespoły były tak dobrane, aby z każdego okresu działalności pojawił się jakiś „stary” niespasowany.”

Paulina J.: „Moja grupa poradziła sobie GE-NIAL-NIE! – uzyskała największa liczbę punktów. Ze względu na posiadanie w zespole naszego spektaklowego księdza – Dawida, nazwaliśmy się „Maryjankami”. Pytania były trudne i łatwiejsze, ale wspólnymi siłami daliśmy radę. Pojawiło się nawet pytanie dotyczące mojej wpadki językowej w piosence (jedno słowo, a zupełnie zmieniało znaczenie tekstu).”

W pytaniach, jakie kierujemy zawsze do Niespasowanych przy okazji podsumowywania spektaklu, musi się pojawić to, o ulubioną jego scenę (lub fragment).

Dawid: „Dla mnie wygrała „Scena z ojcem” na finałowym spektaklu. Na kulisach płakaliśmy ze śmiechu…”

Maja: „Jezus przemienił wodę w wino, a Kasia i Iwona przemieniły sok cytrynowy w gorzołkę… Czyżby czarodziejska moc…? Tym razem akurat psikus, który zrobiły podczas niedzielnego występu.”

Możemy się teraz oficjalnie przyznać, że naszym pełnoletnim (należy zaznaczyć) chłopakom… no cóż… podmieniłyśmy oszukaną flaszeczkę… na prawdziwą. Był to jednak tylko jeden z żarcików, jakie przyszykowaliśmy dla Niespasowanych na finałowy występ.

Dawid: „Teksty, które zawsze będą mnie śmieszyły?…
I. „Wódzia grzeje, wódzia chłodzi – wódzia nigdy nie zaszkodzi!” – Ojciec i Kwaśniok
II. „Wódka jest lepsza od chleba, bo gryźć nie trzeba!” – Ci sami 🙂
III. „…smak dzieciństwa […]” – Kwaśniok po wychyleniu kieliszka.
IV. „Wejrzyj się brylaty ciulu, widzisz tu sam jakiegoś swojego niebieskiego kamrata?” – Wrazitko do Smerfa.”

Maja: „Po spektaklu czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Miałam tego dnia urodziny (które z wielką radością kolejny rok spędzałam na scenie), gdy nagle Kasia zaprosiła mnie na środek sceny i cała grupa zaśpiewała mi „Sto lat”. Było to kochane… Wzruszyłam się i po raz kolejny zrozumiałam, że teatr to nie tylko odgrywanie ról. To przede wszystkim ludzie, którzy go tworzą.”

Dominik: „Chciałbym powiedzieć, że obrazem, który mam przed oczami, gdy pomyślę – 10-lecie Niespasowanych – jest coś związanego z tym, co działo się na scenie lub na kulisie, ale… no cóż… wspomnienia, które szczególnie zapadły mi w pamięć mają zdecydowanie związek z pospektaklową integracją.”

Paulina P.: „Obchody 10-lecia były bardzo niepewne. Wprowadzane kolejne restrykcje związane z pandemią zasiały w nas wiele wątpliwości. Dlatego mogę powiedzieć, że podczas tego wydarzenia najbardziej cieszyło mnie to, że w ogóle doszło do skutku! Że mogliśmy zaprosić na nie naszych najbliższych, dać z siebie wszystko na scenie i cieszyć się obecnością na niej po tak długiej przerwie.”

A teraz, po czasie możemy z rozrzewnieniem wspominać wszystkie występy przywołując z pamięci to co było, ale przede wszystkim dzięki zdjęciom, które wykonała dla nas Aneta Kołodziej, czyli Piąty Maj fotografia ślubna i rodzinna oraz, jak zawsze na posterunku, Agata i Beata.

Kasia: „Trzy dni spektakli były w moim odczuciu jak… naprawdę wielkie święto. Prywatnie, ten rok nie był dla mnie łaskawy. To, że nie odpuściliśmy sobie tego 10-lecia, że pracowaliśmy ciężko i że zrobiliśmy to razem, pozwoliło mi podnieść się i działać wtedy, kiedy było to najtrudniejsze. Za to szczególnie dziękuję Iwonie, grupie i Agacie. I chociaż emocje oraz zmęczenie było ogromne to nie zapomnę tej wewnętrznej radości za każdym razem, gdy zaczynał się kolejny spektakl i ukłucia żalu – gdy się kończył – największe oczywiście w niedzielę, bo miałam w świadomości, że to raczej ostatni raz w tym składzie. To wszystko nie udałoby się patrząc od strony organizacyjnej, gdyby nie Iwona – ona wraz z Agatą ogarniała większość tej pracy, której na pierwszy rzut oka nie widać, a bez której mówiąc enigmatycznie… nie byłoby niczego…

… Przez te 10 lat nie raz kłóciłyśmy się na próbach (i potem musiałyśmy na siebie patrzeć w jednym pokoju!), ale to sprawiło, że jesteśmy, jak twierdzą niektórzy, jak taki dwugłowy potwór – co jedna myśli – druga już mówi lub robi. Maja, jako Erna Drabiniok w zwiastunie wyraziła taki osąd, że: „…kożdo ślonsko baba dużo i mondrze godo”. No to wiedzcie, że ja jestem ta, co „dużo”, a Iwona to ta, co „mondrze” :)”.

A pierwsza myśl na wspomnienie o 10 leciu? Zrobiliśmy to! I… było mi z tym świetnie. Dla takich chwil warto poświęcić trochę z życia. To zostanie już ze mną.”

Iwona: Niespasowani??? – Kochasz – nienawidzisz – masz dość – i znów kochasz. No i co zrobisz Panie – nic nie zrobisz! I tak do końca świata, i jeden dzień dłużej.”

X